Wydawnictwo:
Świat Książki
Wydanie
polskie: 03/2012
Liczba
stron: 304
Format:
135 x 215 mm
Oprawa:
miękka
ISBN:
9788377991183
Twórczość Maureen Lee jest mi bliska a to za sprawą kilku
książek tej angielskiej pisarki, które miałam okazję poznać w ciągu ostatnich miesięcy. Za
każdym razem autorka robiła na mnie bardzo dobre wrażenie opowiedzianą historią
i lekkim stylem, więc postanowiłam sięgnąć po kolejna jej powieść, czyli „Wędrówkę
Marty”.
Przenosimy się do Liverpoolu, do początku XX wieku. Bohaterką
jest Marta Rossi, która wraz z mężem i piątką dzieci ledwo wiąże koniec z końcem.
Na dodatek mężczyzna nie pracuje, śpi lub zapija wszelkie smutki alkoholem,
więc wszystkie obowiązki spadają na Martę, która dwoi się i troi, aby zapewnić rodzinie
skromne życie. Choć lekko im nie jest, to jednak mają siebie. Ale i to
zostanie im zabrane. Wszystko przez toczącą się wojnę i zaciągnięcie się czternastoletniego
syna do wojska. Kobieta nie może się pogodzić, że przyjmują do armii dzieci, choć
ma świadomość, że tam dostanie posiłek, łóżko do spania i możliwość ciepłej
kąpieli, czyli wszystko co potrzeba do szczęścia. Mimo to, za wszelką cenę próbuje sprowadzić go do domu i w tym celu podejmuje nierówną
walkę z chorym systemem, który wciela do wojska niedoświadczone i bezbronne
dzieci. Niestety jej wysiłki niewiele dają, ale właśnie wtedy poznaje pewną osobę, która odmieni jej życie. Tymczasem dostaje przerażającą wiadomość,
że jej syn zaginął na polu walki…
Kolejny już raz pisarka nie zawiodła moich oczekiwań i spędziłam z książką wspaniałe chwile. Sama fabuła oscyluje wokół ważnego zagadnienia jakim jest dramat wojny i ustępstwa na jakie się wtedy idzie, aby ją wygrać. Niestety nie patrzy się na jednostki, na poszczególne osoby. Liczy się tylko ostateczny wynik, bez względu na konsekwencje i poświęcenia jakie trzeba było poczynić. Autorka opisała wszystko barwnie i w przejmujący sposób. Ukazała dramat jednej rodziny, która żyjąc w ubóstwie i borykając się z wieloma problemami, musiała jeszcze drżeć o los chłopca wysłanego na front. Z pewnością nie da się czytać tej książki beznamiętnie, bowiem wzruszenia i emocje będą nam ciągle towarzyszyć. Co więcej, widać tu wyraźne rozgraniczenie plebsu i klasy robotniczej od wyżej postawionych członków społeczeństwa oraz niestety mało znaczącą rolę kobiet, które nie traktowano poważnie. Tematyka tej książki jest jednak dużo szersza…
Kolejny już raz pisarka nie zawiodła moich oczekiwań i spędziłam z książką wspaniałe chwile. Sama fabuła oscyluje wokół ważnego zagadnienia jakim jest dramat wojny i ustępstwa na jakie się wtedy idzie, aby ją wygrać. Niestety nie patrzy się na jednostki, na poszczególne osoby. Liczy się tylko ostateczny wynik, bez względu na konsekwencje i poświęcenia jakie trzeba było poczynić. Autorka opisała wszystko barwnie i w przejmujący sposób. Ukazała dramat jednej rodziny, która żyjąc w ubóstwie i borykając się z wieloma problemami, musiała jeszcze drżeć o los chłopca wysłanego na front. Z pewnością nie da się czytać tej książki beznamiętnie, bowiem wzruszenia i emocje będą nam ciągle towarzyszyć. Co więcej, widać tu wyraźne rozgraniczenie plebsu i klasy robotniczej od wyżej postawionych członków społeczeństwa oraz niestety mało znaczącą rolę kobiet, które nie traktowano poważnie. Tematyka tej książki jest jednak dużo szersza…
„Wędrówka Marty” to piękna, poruszająca i skłaniająca do głębszych
refleksji opowieść o wielkiej matczynej miłości, tragedii wojny, walce kobiet o
swoje prawa, niełatwych decyzjach czy skomplikowanych wyborach. Życiowa,
prawdziwa do bólu, przesiąknięta smutkiem, ale i ciepłem pozycja, którą warto przeczytać.
Pozdrawiam!!
Moja ocena
>>>> 5 / 6 <<<<
Nawet nie słyszałam o tej autorce i widzę, że jest czego żałować, będę musiała sięgnąć o którąś z jej książek. Którą polecasz na początek?
OdpowiedzUsuńNa początek proponuję "Matka Pearl" lub "Wrześniowe dziewczynki", choć wszystkie książki tej autorki zasługują na uwagę:)
UsuńCiekawią mnie książki w takich realiach... Z chęcią przeczytałabym tę pozycję :D
OdpowiedzUsuńMuszę ją wpisać na listę do przeczytania.
OdpowiedzUsuńMyślę, że się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa na razie poluje na Wrześniowe dziewczynki, a co będzie dalej to się zobaczy ;)
OdpowiedzUsuńKsiążka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać. Maureen Lee poznałam przy okazji lektury "Wrześniowych dziewczynek" i bardzo mi się spodobał styl autorki :)
OdpowiedzUsuńNie jest to moja tematyka, więc raczej sobie daruję.
OdpowiedzUsuńAutorki nie znam, ale piękna okładka, poruszająca treść i twoja klimatyczna recenzja skutecznie mnie zaciekawiły.
OdpowiedzUsuńTwórczość Maureen Lee ostatnio mnie prześladuje. Co prawda najbardziej poluję na "Wrześniowe dziewczynki", ale i po tą pozycję chętnie bym sięgnęła.
OdpowiedzUsuńnie czytałam ani jednej książki tej autorki, ale widzę, że warto :)
OdpowiedzUsuńJak do tej pory jeszcze nie miałam przyjemności zapoznać się z książkami autorki, ale wiem że na pewno jak tylko nadarzy się okazja chcę je przeczytać.
OdpowiedzUsuńCoś w moich klimatach :)
OdpowiedzUsuńZupełnie nie mój klimat. Chociaż tytuł warto zapamiętać. Zwłaszcza na czas gdy będę potrzebowała odskoczni :D
OdpowiedzUsuńCzytałam już jedną książkę tej autorki - nie wszystko przypadło mi w niej do gustu, ale generalnie bardzo przyjemnie spędziłam nad nią czas i mam wrażenie, że z tą mogłoby być podobnie. A okładka? Cudo ;))
OdpowiedzUsuńMiałam te książkę w łapkach i odpuściłam.. żałuję teraz ;D
OdpowiedzUsuńTe zdjęcia u góry bloga są świetne!